Treść strony - Piotr Madej - trębacz z Zębówca
Piotr Madej - trębacz z Zębówca
A myśmy, proszę pani za Rypin jeździli rowerami - tak wspomina pan Piotr Madej, trębacz z Zębówca. Podczas przemiłego spotkania muzyk opowiedział historię swojego życia. Kapela Madejów była znana i lubiana. Artystyczna ta nasza ziemia...
Piotr Madej przeżył ucieczkę z Ukrainy, II wojnę światową. Urodził się w 1938r. pod Lwowem w miejscowości Zagóreczko. Tak wspomina: Rodzice mieszkali w Sandomierzu. Ogłoszono, że na Ukrainie sprzedają gospodarki i rodzice kupili. Tam była dobra ziemia, czarnoziemy. Polacy byli bardzo pracowici. Uprawiali buraki. Ukraińcy zazdrościli trochę Polakom, że tak dobrze im się powodziło. Nacjonaliści zaczęli nękać Polaków. Niektórym robili straszne rzeczy... Nam powiesili kartkę na klamce, że mamy się wyprowadzić... Ze strachu uciekliśmy. Całe rodziny uciekały do lasu.
Pan Madej miał cztery lata jak musieli uciekać z Ukrainy. Wróciliśmy w strony ojców, ale tam już nic nie było, wszystko zbombardowane. Chwilę mieszkaliśmy w Sobowie, w domku, do którego nas skierował sołtys - wspomina. Była wojna. Jako dzieci bawiliśmy się w różnych miejscach. Nie zważaliśmy, że mogą być miny. Rodzice przestrzegali, ale my jak to dzieci... - dodaje. Potem kupili dom w Skrzypkowie, gdzie mieszkali przez wiele lat. Jako młody chłopak miałem chęć na stolarkę. Uczyłem się w Skrzypkowie. Szef zaczął chorować i się skończyło, chociaż bardzo mi się podobał ten fach - mówi pan Piotr. Poszedłbym do szkoły dalej gdyby mama żyła, ale dziadek sam, starszy... Gospodarkę miał, więc trzeba było pomagać - kontynuuje.
Przyszedł pomysł na muzykę. Jako młody chłopak zaczął się uczyć gry na skrzypcach. Początkowo jeździł do kapelmistrza do Lipna, później pobierał nauki gry na trąbce u kapelmistrza Wierzbowskiego z Czernikowa. Pan Madej opowiadał, że najpierw była praca w polu, potem ćwiczenie na instrumentach. Warto wspomnieć, że grał również na saksofonie. Bo jak się chciało coś osiągnąć, trzeba było ćwiczyć - mówi.
Kapelę Madejów znali i lubili wszyscy. Modne były tzw. marszówki. Ale granie na trąbce dawało w kość - wspomina z uśmiechem pan Piotr. Myśmy mieli tyle pracy! I dwóch nas śpiewało. Ale były oklaski! Graliśmy wszędzie, było to męczące, bo ani autobusu, ani samochodu. Błocicho wszędzie. A myśmy, proszę pani za Rypin jeżdzili rowerami! - kontynuuje. Instrumenty zabierali na plecy. Kowale robili im specjalne przyczepki do rowerów. Pan Piotr opowiadał o tęgich zimach. Wspominał jak to kiedyś musiał iść pieszo aż z Golubia.
Jak graliśmy dużo marszówek to zarobiłem na motor - śmieje się muzyk. Kapela grała na weselach, zabawach, dożynkach i pogrzebach. Pan Piotr z sentymentem wraca do wspomnień. - Kiedyś było tango, był walc, oberek, polka, fokstrot, tańce dla każdego... I piękne marsze. Ludzie domagali się, żebyśmy grali i grali. Nie było telewizora. Ludzie się zbierali a my graliśmy... Pan Piotr opowiadał, że kolega z kapeli współpracował z Teatrem ze Skrzypkowa.
W kościele graliśmy na Rezurekcjach, podczas Pasterek i innych uroczystości kościelnych. Było nas siedemnastu... To była siła! - mówi pan Madej. Nikt z nas nie myślał, żeby brać za to pieniądze - dodaje. Pan Piotr z łezką w oku wspomina o latach świetności kapeli, o tym jak wspaniale ludzie bawili się przy muzyce granej na żywo.
Piotr Madej obecnie mieszka z rodziną w Zębówcu.
Ewelina Mytlewska